Przeczytałam sobie ostatnio
mojego bloga z czasów bycia au pair w Ameryce i stwierdziłam, że byłam o wiele
bardziej wylewna i szczegółowa w swoich notkach. No cóż, było to dwa lata temu,
wiadomo człowiek dojrzewa, starzeje się, blazuje (jest takie słowo?) na
starość. Mam nadzieję, że entuzjazm młodych Anglików udzieli się także i mnie i
już niedługo będę pisała entuzjastyczne i szczere notki z wyjazdu. Na razie
jednak jesteśmy w szarej polskiej rzeczywistości, więc nie wypada być entuzjastycznym
a broń Boże szczerym. Spokojnie, poczekam.:)
Tymczasem kilka newsów z frontu
Walczę dzielnie, formalności erasmusowe posuwają się do przodu. Dziś miałam
przyjemność zadzwonić do IT desk w Durham prosząc o zresetowanie hasła do
systemu, czyli pierwszy kontakt z tambylczym akcentem mam już za sobą. Nie żeby
mój rozmówca mówił w goerdie (akcent miejscowy w Durham), nie, brzmiał tak słodko
jak tylko może brzmieć Brytyjczyk, czyste RP (tzw. angielski królowej).
Karta EKUZ wyrobiona, umowa z
uczelnią podpisana, podanie do dziekana o oddelegowanie złożone, Learning
Agreement podpisane…jeszcze tylko jakimś cudem przeleję funty na zagraniczne
konto (ma ktoś jakiś pomysł?) i będę rozkosznie wolna.
W międzyczasie mam praktyki w
szkole, właśnie przygotowuję lekcję o USA, już niedługo miejmy nadzieję będę
mogła pochwalić się podobną wiedzą i materiałami na temat Wielkiej Brytanii.
Martwi mnie nieco zbliżające się
referendum w Szkocji, mam nadzieję, że jej prawdopodobne odłączenie nie
spowoduje utrudnienia w podróżowaniu tamże. A przynajmniej nie przez kolejne
pół roku.
Jeszcze tylko nieco ponad 2
tygodnie i wybędę z pięknej, acz deszczowej ojczyzny away w świat nieznany a
wrogi. Odwaga nie istnieje, jest tylko pokonywanie strachu.
A na koniec ciekawostka z wypełniania internetowego formularza danych na potrzeby uniwersytetu:
A mianowicie pytają się mnie poniżej o orientację seksualną oraz czy moja obecna płeć jest tą samą którą mi...uwaga...przyporządkowano przy urodzeniu.